Trampolino Dal Ben – skocznie narciarskie w Predazzo. Jedyne skocznie we Włoszech, na których od czasu do czasu coś się dzieje – a to dlatego, że Włosi mają w nosie wszystkie sporty poza piłką nożną. Szczególnie widać to na trybunach podczas zawodów, gdzie odnalezienie Włocha jest mniej więcej równie prawdopodobne jak trafienie na rodowitego Anglika podczas spaceru w Londynie. Nie przeszkadza to jednak FIS-owi, który w ostatnim czasie aż trzykrotnie przyznał makaroniarzom mistrzostwa świata... i całe szczęście!
Bo widzicie, skocznie te wyjątkowo dobrze kojarzą się w Polsce: w 2003 podwójne złoto wywalczył tu Adam Małysz – i to w momencie, kiedy wszystkim wydawało się, że wpadł w kryzys formy, bo nagle przestał regularnie wygrywać zawody PŚ. Co więcej, na obydwu ustanowił rekordy, których do tej pory nikt nie pobił (dopiero 16 lat później niejaki Jojo Kobayashi z kraju samurajów zdołał wyrównać ten z dużej skoczni). Równo 10 lat po wyczynie Małysza na dużym obiekcie triumfował Kamil Stoch, a wygrałby też i na tym mniejszym, gdyby w drugiej serii nie spóźnił odbicia i nieco lepiej wylądował. Podczas tych mistrzostw pierwszy w historii medal wywalczyła też nasza drużyna. Po drodze mieliśmy jeszcze triumfy Małysza, Stocha i Kubackiego podczas zawodów Pucharu Świata oraz mistrzostwo świata juniorów Jakuba Wolnego. I jak tu nie kochać skoczni w Predazzo?
Wygląda jednak na to, że ta wspaniała passa wkrótce się skończy, albowiem w 2026 odbędą się tutaj zawody olimpijskie i, co za tym idzie, skocznie będą musiały zostać przebudowane[1]. Wielce prawdopodobne więc jest, że oba rekordy Adama przepadną, a nowy profil zeskoku niekoniecznie przypadnie do gustu naszym zawodnikom. Chociaż może akurat będzie jeszcze lepiej, kto to wie[2]?
Zobacz też[]
Przypisy