Reprezentacja Stanów Zjednoczonych w skokach narciarskich – grupa zapaleńców zza wielkiej wody, którzy (jak większość amerykańskich chłopców) w dzieciństwie marzyli o zostaniu gwiazdami NBA, NHL, NFL lub chociaż baseballa, jednak poskąpiono im warunków fizycznych i musieli wybrać nieco „mniej amerykański” sport. Pod względem wyników Jankesi obecnie obijają się gdzieś między Włochami a Estonią, choć bywały sezony, kiedy to potrafili kwalifikować się do drugiej serii drużynówek[1]. Indywidualnie też raczej bida z nędzą, zwłaszcza odkąd w sezonie 2018/19 ich najlepszy zawodnik ostatnich lat - Kevin Bickner - znacząco obniżył loty.
Amerykanie do niedawna posiadali ledwie dwie czynne duże skocznie narciarskie, na których jednak od dawna nie rozgrywano zawodów rangi PŚ, a jedynie Puchar Kontynentalny i FIS Cup (to i tak lepiej pod tym względem niż np. u Czechów). Nagle jednak postanowili wyremontować skocznie w Lake Placid z okazji Uniwersjady, na której od razu (choć tutaj akurat planowano użycie innej amerykańskiej skoczni) rozegrano zawody Pucharu Świata. Ponadto znajduje się tam zabytkowy półmamut w Ironwood, który od kilkudziesięciu lat grozi zawaleniem.
Zawodnicy[]
- Kevin Bickner – niezły lotnik, dumny posiadacz rekordu kraju i kontynentu, i to mocno wyśrubowanego. Przez pewien czas jedyny amerykański zawodnik potrafiący coś ugrać w PŚ, choć od sezonu 2018/19 miał wyjątkowego pecha do dyskwalifikacji. Tak go to zdemotywowało, że w 2020 postanowił zrobić sobie przerwę od skakania… Wrócił na sezon 2021/2022, ale skakał tak słabo, że chciał już kończyć na poważnie. Nie mniej na Mistrzostwa Świata w lotach 2024 znowu wrócił i... wygląda na to, że to nadal nie to.
- Casey Larson – bez większych sukcesów, chyba że za takowe można uznać 8. miejsce na MŚ juniorów i kilka punktów w loteryjnym konkursie w Ruce oraz w Rasnovie, gdzie czołową kadrę wystawiły tylko Szwaby.
- Decker Dean – w swoim debiucie na PŚ upadł i zwichnął ramię. Jak nie idzie, to nie idzie.
- Andrew Urlaub – do niedawna potrafił co najwyżej zapunktować w FIS Cup, ale pod warunkiem, że zawody odbywają się na kontynencie amerykańskim (i, co za tym idzie, większość reprezentacji odpuszcza sobie wyjazd). Ostatnio jednak zapunktował w Willingen.
- Erik Belshaw – już w debiutanckim weekendzie zdobył punkty Pucharu Świata. Co więcej nie zatrzymał się na tym i sezon później zaczął jeszcze częściej pojawiać się w trzydziestce. Może z tej mąki będzie chleb?
- Tate Frantz – ten z kolei w swoim debiucie zaliczył DSQ, ale już następnego dnia zdobył punkcik. Zmotywowany tym osiągnięciem, ku zaskoczeniu wszystkich, wygrał kilka serii treningowych podczas zawodów PŚ w Wiśle, a i na samych zawodach zaprezentował się z dobrej strony. Więc może[2] to coś więcej niż jedna jaskółka nieczyniąca wiosny?
Dawni zawodnicy[]
- Mike Holland – jedyny Jankes, któremu udała się sztuka wygrania konkursu w Pucharze Świata. W zamierzchłych czasach, kiedy niejaki Matti Nykänen miał jeszcze w miarę sprawną wątrobę.
- Jim Holland – brat wyżej wymienionego, raz wskoczył na podium i miał szansę wejść do czołówki, jednak nie potrafił przejść na styl V.
- Alan Alborn – miał jeden niezły sezon 2001/02, kiedy to raz wylądował tuż za pudłem. Poza tym do końca kariery raczej klepał bulę. Co ciekawe nie zerwał całkowicie z lataniem, bo posiada licencję pilota.
- Clint Jones – raz udało mu się wskoczyć do "10" i nawet zająć drugie miejsce w Letniej Grand Prix w 2002 roku. I na tym właściwie kończy się lista jego sukcesów.
- William Rhoads – jedyny jego sukces to drużynowe mistrzostwo juniorów w 2012 roku[3].
- Michael Glasder – w ciągu 10 lat startów zdołał wywalczyć 3 (słownie: trzy) punkty Pucharu Świata.
- Nicholas Fairall – zasłynął głównie dwoma upadkami w Bischofshofen, po których został inwalidą. Od tamtego czasu jednak pływa na nartach wodnych, nawet nieźle sobie radząc.
Patrick GasienicaPatryk Gąsienica[4] – nasz rodak, który postanowił skakać w barwach amerykańskich. Niestety dość szybko zakończył karierę, po czym co gorsza uległ śmiertelnemu wypadkowi. Niemniej żyje w naszych sercach...
W sumie nie Amerykanie, ale Kanada i tak jest blisko, a nawet zdarzało się, że trenowali razem[]
- MacKenzie Boyd-Clowes - przeciętniak, ale jak na skoczka z półkuli zachodniej, można powiedzieć, że spisuje się dobrze (a od sezonu 2020/21 jeszcze lepiej![5]). W nagrodzie za zasługi skocznia w Lake Placid jest jego imienia[6]. Niestety w listopadzie 2023 ogłosił zawieszenie kariery, oby nie powtórzyła się sytuacja, jak u osoby poniżej, bo naprawdę dobrze się widziało niespodziewanego Kanadyjczyka w czołówce...
- Matthew Soukup – buloklep, który trochę przy pomocy kolegów i koleżanek z drużyny, a trochę szczęścia dzięki dyskwalifikacjom paru żeńskich elementów pozostałych drużyn został medalistą olimpijskim z konkursu mikstu. Dzięki temu ma więcej medali z igrzysk niż na przykład Granerud, a i z Eisenbichlerem bilans ma na remis. W euforii po sukcesie zawiesił karierę, po czym stwierdził, że i tak już drugi raz takiego farta nie będzie mieć, to postanowił nie wracać.
Przypisy
- ↑ Pod warunkiem, że któryś z rywali zaliczył upadek lub mu mocno powiało w plecy.
- ↑ Podobnie jak Belshaw
- ↑ Mistrzostwo Ameryki Północnej rzecz jasna, a co myślałeś?
- ↑ Chrzanić FIS-owskie grafiki, my zapisujemy po polsku.
- ↑ Raz nawet był blisko podium!
- ↑ No, bo jakiego niby innego MacKenziego? Znacie jakiegoś w ogóle?