Reprezentacja Rumunii w skokach narciarskich – grono buloklepów przez duże B, zwanych górnolotnie skoczkami narciarskimi, zamieszkujących krainę hrabiego Draculi. Poziom rumuńskich skoków mniej więcej odpowiada poziomowi reprezentacji San Marino w piłce nożnej i raczej nie zanosi się, by w najbliższych latach miało się tu cokolwiek zmienić (chyba że na gorsze). Rumunia zapunktowała w zawodach Pucharu Świata później od takich skokowych potęg jak Ukraina, Kazachstan, Turcja czy nawet Holandia. Dobrze, że przynajmniej wyprzedzili Australię...
Rumuni za to są pod jednym względem lepsi od Czechów, mianowicie mają skocznię w Râșnovie spełniającą wymogi FIS, podczas gdy nasi południowi sąsiedzi nie mają w tej chwili ani jednego takiego obiektu.
Obecnie kompromitujący się zawodnicy[]
- Daniel Andrei Cacina – jako jedyny zdobył indywidualnie punkty Pucharu Świata, co czyni go aktualnym liderem reprezentacji. Że było to w zawodach, na które czołowy skład wysłały tylko Szwaby, nieistotne.
- Andrei Feldorean – ustanowił krajowy rekord w długości skoku lotem na całe 133 metry, i nawet się nie zabił.
- Nicolae Sorin Mitrofan – raz wygrał niezwykle prestiżowy Puchar Karpat, wyprzedzając kilku wyżej notowanych zawodników – ale tylko dlatego, że jako jedyny wziął udział we wszystkich zawodach cyklu.
- Mihnea Alexandru Spulber – kiepski nawet jak na rumuńskie warunki, ale z racji bycia synem trenera reprezentacji, jest wożony na wszystkie zawody[1].
Zawodnicy, którzy kompromitowali się dawniej[]
- Eduard Torok – punktował parę razy w Kontynentalnym i wydawało się że coś może z niego być, ale skonfliktował się z trenerem i rzucił skakanie.
- Hunor Farkas – bez punktów nawet w FIS Cupie[2].
- Remus Tudor i Szilveszter Kozma – pierwsi Rumuni, którym udało się zapunktować w Pucharze Kontynentalnym, zajmując ex aequo 29. miejsce na zawodach w Sapporo[3].
Przypisy