Reprezentacja Norwegii w skokach narciarskich – zespół niezłych skoczków narciarskich z ojczyzny tegoż pięknego sportu (chociaż Pucharów Narodów zdobyli w sumie nie za dużo, bo 8 w 40 edycjach; jeszcze mniej – zaledwie 5 – zdobyli indywidualnych Kryształowych Kul). Norwegowie mają często fajne, długie nazwiska, które utrudniają życie komentatorom.
Norwegowie są szczególnie dobrzy na mamutach. Prawdopodobnie dlatego zbudowali sobie największą skocznię świata w Vikersund (a może zrobili to po prostu dla szpanu). W 2011 roku najbardziej kozaczył tam Johan Remen Evensen, który pobił tam rekord świata, ale ostatecznie wygrał tylko pół konkursu, bo resztę zgarnął Greguś z Austrii. Natomiast w 2015 Fannemel ustanowił na tym samym obiekcie kolejny rekord świata poprawiając ustanowiony w tym samym roku rekord Petera Prevca (nawet w kategorii rekordu świata Prevc musiał zająć drugie miejsce). Zapewne właśnie z powodu tego, że Norwegowie tak kozaczą na mamutach, Kraft po ustanowieniu w 2017 roku kolejnego rekordu świata, zadzwonił do FISu i zasugerował, że profil w Vikersund jest niebezpieczny. Dzięki temu osiągnął cel, teraz żaden Norweg nie pobije rekordu, bo nagle zmniejszył się bezpieczny dystans do lądowania...
Najlepsi obecnie zawodnicy[]
- Halvor Egner Granerud – mistrz świata juniorów w drużynie, zasłynął ze skoku oddanego w całkowitym negliżu, dzięki czemu zyskał ksywkę „Golas”. Jest prawnukiem dość słynnego norweskiego pisarza, ale nic nie wiadomo, aby pisał relację z zawodów. W sezonie 2020/21 wyskoczył jak królik z kapelusza, wygrywając wszystko jak leci – z wyjątkiem mistrzostw świata i TCS. Nielubiany przez Polaków po konkursie w Innsbrucku[1]. Potem znów był najlepszy w sezonie 2022/23, ale tradycyjnie zawiódł na MŚ, zaś w następnym sezonie był już cieniem samego siebie. Podobnie jak Dawid Kubacki cierpi na syndrom prawej bandy, z którą już raz nawet miał bliskie spotkanie.
- Johann Andre Forfang – potrafi on skakać bardzo dobrze, ale często robi to tylko w pierwszej serii, a w drugiej zawala skok (ewentualnie na odwrót). Udało mu się mieć rekord w Lahti, Niżnym Tagile (dopóki Johansson na tej drugiej skoczni przywalił rekord) i Willingen.
- Robert Johansson – jest znany ze swoich wąsów, groźnego wyglądu[2] i tego, że przez chwilę był rekordzistą świata. Nie był pewny miejsca na Igrzyskach, a mimo to zdobył na nich 3 medale, w tym 2 indywidualnie. Później walczył o czarny
rowertalerz w Raw Air z Kamilem, ale ostatecznie przegrał. Zwykle wybija się nierówno, niczym nasz Dawid Kubacki. Aż dziwne że obaj nie walnęli w bandę po skoku. Raz próbował zgolić wąsy, ale wtedy okazało się, że nikt go nie rozpoznaje, więc znowu zapuścił. - Marius Lindvik – kolejny mistrz świata juniorów[3], bardzo zdolny; na tyle że dość szybko wygryzł z pierwszego składu Fannemela i Graneruda. W TCS walczył z Kubackim i przegrał, a w następnym sezonie, znowu podczas TCS odpadł z rywalizacji o Złotego Orła, ponieważ zabolał go ząb. Z tego powodu poszedł do dentysty przed TCS, ale i tak je przegrał, bo Ryoyu znowu zechciało się dominować... Stąd też na ekstremalnym już wkurwie nie dał mu wygrać na dużej skoczni złota na igrzyskach, a niedługo później także na MŚ w lotach.
- Robin Pedersen – kolejna norweska nadzieja, która dla odmiany zajęła drugie miejsce w drużynie na Mistrzostwach Świata Juniorów. Jego ojciec jest byłym trenerem Norwegii.
- Andres Haare – kolejny młodzieniec, który od czasu do czasu pojawi się w Pucharze Świata. Więcej jednak skacze w Kontynentalu i nie ma co się dziwić. Zajął w Mistrzostwach Świata Juniorów dopiero 20. miejsce!
- Bendik Jakobsen Heggli – pod koniec 2021/22 zadebiutował w PŚ i nawet się utrzymał w pierwszym składzie, choć zdarza mu się jednego dnia być w pierwszej dziesiątce lub tuż za nią, a drugiego nie awansować do konkursu.
- Kristoffer Eriksen Sundal – o dziwo wszedł do pierwszego składu w sezonie 2022/23, i nawet zdobył paręnaście punktów w swoim debiucie… Tym bardziej o dziwo, bo nie miał wcześniej jakichś specjalnych osiągnięć ani w MŚ juniorów, ani w PK.
Dawni zawodnicy[]
- Espen Bredesen – w latach 1993-1994 nie miał sobie równych: zgarnął mistrzostwo olimpijskie, mistrzostwo świata, TCS i Kryształową Kulę. Potem nieco się pogubił i skakał przeciętnie jak cała ówczesna norweska kadra.
- Johan Remen Evensen – był dobry tylko na Vikersund. Tak to go wkurzało, że postanowił zakończyć karierę.
- Roar Ljøkelsøy – jeden z bardziej utytułowanych skoczków. Niestety z tego powodu sprawiał problemy komentatorom, którzy nie mogli wypowiedzieć jego nazwiska.
- Tommy Ingebrigtsen – też utytułowany, choć głównie sukcesami juniorskimi (a jakże) i medalami w drużynie. Rywalizuje z Martinem Kochem o zaszczytny tytuł prekursora stylu X.
- Sigurd Pettersen – w sezonie 2002/03 był wielkim odkryciem, rok później niespodziewanie acz zasłużenie wygrał Turniej Czterech Skoczni i zajął drugie miejsce w generalce. W kolejnych latach już tak różowo nie było, choć nie zaliczył też jakiegoś spektakularnego zjazdu formy.
- Anders Jacobsen – rewelacja sezonu 2006/07 i pewny zwycięzca tamtorocznej edycji TCS. Był zdecydowanym faworytem na mistrzostwach świata w Sapporo, jednak nie potrafił dostosować się do zmiany strefy czasowej i nie dość, że na zawodach był cieniem samego siebie, to jeszcze pod koniec sezonu wypadł z rytmu i Kryształową Kulę capnął mu sprzed nosa Adaś Małysz, który wówczas przeżywał drugą młodość.
- Lars Bystøl – niespodziewanie wygrał złoto i brąz na olimpiadzie w Turynie. Ze szczęścia schlał się na umór i do tej pory nie może wytrzeźwieć.
- Bjørn Einar Romøren – były rekordzista świata w długości skoku i były całkiem dobry skoczek. Jednak stał się potrzebny tylko do szkolenia młodych zawodników i się załamał, więc karierę skończył. Tuż przed końcem kariery wrócił na parę konkursów do Pucharu Świata, nawet nieźle mu szło.
- Anders Bardal – po 10 latach prób osiągnięcia czegoś w skokach (nie licząc medali drużynowych, w tym brązu olimpijskiego w Vancouver) wygrał Puchar Świata. Potem nawet utrzymał formę i odszedł na emeryturę w niezłym stylu.
- Rune Velta – jedyny w historii mistrz świata, który sezon później musiał startować w Pucharze Kontynentalnym. Jest też jednym z nielicznych zdobywców tego wspaniałego tytułu, który w Pucharze Świata nigdy nie wygrał[4]. Sfrustrowany swoim spadkiem formy zakończył karierę.
- Tom Hilde – potrafił w jednym sezonie być w dziesiątce, a w następnym ledwo punktować. Gdy musiał skakać w Pucharze Kontynentalnym, bo zaczęło brakować dla niego miejsca pomyślał sobie, że nie ma to już sensu i zakończył karierę.
- Kenneth Gangnes – mógłby już wiele osiągnąć, ale ma problemy z kolanami. Obecnie
szykuje wielki powrótpo kolejnej nieudanej próbie dojścia do pełni zdrowia pod koniec 2018 postanowił dać sobie siana i zadowolić się tytułem największego pechowca w historii tej dyscypliny. - Andreas Stjernen – musiał wygrać konkurs, aby trener go zauważył i dał do drużyny. Życie w norweskiej kadrze nie jest łatwe. Na odchodne prawie[5] wygrał konkurs przed własną publicznością. W Kuusamo podczas oddania słabego skoku, tak się wkurzył, że odbił się od zeskoku i przeleciał paręnaście metrów, jak Jussi Hautämaeki w Trondheim.
- Anders Fannemel – całkiem niezły skoczek, którego trudno było zaliczać do ścisłej czołówki, ale parę zwycięstw czy 3. miejsce w Turnieju Czterech Skoczni miał. Z czasem jednak stracił miejsce w składzie i postanowił zakończyć skokowe przygody.
- Sander Vossan Eriksen – tym razem „tylko” wicemistrz świata juniorów. Bywał mylony ze szwedzkim trenerem piłkarskim Svenem Goranem Erikssonem. Zadebiutował w pierwszej połowie sezonu 2020/21, punktował nawet solidnie, ale potem coś zniknął i już się więcej nie pojawił.
- Thomas Aasen
MarketingMarkeng – tak, zgadliście: mistrz świata juniorów[6], który wobec słabszej dyspozycji Fannemela, kontuzji Tandego i wyczerpania innych alternatyw z miejsca wskoczył do drużyny i załatwił sobie bilet na MŚ w Seefeld. Tam powtórzył wyczyn Muminowa z Kazachstanu, uderzając w bandę w Innsbrucku i przelatując przez nią – wyszedł z tego bez szwanku, jednak nie oszukał przeznaczenia na zbyt długo: na początku kolejnego sezonu upadając rozwalił sobie kolano i przeszedł kilka operacji. Na nic to jednak się nie zdało, chociaż oficjalnie kariery nie zakończył, to wydaje się być na etapie wiecznej rehabilitacji i tyle go widziano... - Daniel Andre Tande – mógł wygrać Turniej Czterech Skoczni, ale wiązania zrobiły mu psikusa[7]. Powetował to sobie na Mistrzostwach Świata w lotach, które wygrał[8]. Miał tragicznie wyglądający upadek, ale jakoś się z niego wylizał. Słowo klucz „jakoś”, bo już do czołówki nie wrócił i po paru słabych sezonach rzucił narty w kąt. Teraz przynajmniej ma więcej czasu na obcowanie z pandami.
Przypisy
- ↑ Choć nie aż tak jak niemieccy skoczkowie.
- ↑ Według Włodzimierza Szaranowicza.
- ↑ To już zaczyna być podejrzane...
- ↑ To i tak lepiej niż Benkovič ze Słowenii, który nawet nie zdołał zaliczyć podium.
- ↑ Cholerny Ryoyu Kobayashi, mógł choć ten jeden raz się podłożyć...
- ↑ Pogięło ich?!
- ↑ Można zwalić winę na zwykły pech, ale w gruncie rzeczy to symboliczna kara za rozciąganie kombinezonu na belce startowej.
- ↑ Chociaż, gdyby była czwarta seria, to kto wie, co na to wiązania.