Holmenkollbakken – skocznia w Norwegii, wręcz w samej stolicy. W 2011 roku były tam mistrzostwa. Słynie z tego, że często jest tam mgła.
Czasami na skocznię przyjdzie sam król Norwegii. Blisko ma w końcu, a i tak nie ma nic ciekawszego do roboty. Obecność króla i tak zawyża frekwencję norweskich widzów o znaczący procent, bowiem gdyby nie tamtejsi Polacy na saksach, trybuny świeciłyby pustkami[1].
Dawniej na skoczni w Holmenkollen rozgrywano finał Turnieju Nordyckiego. Dziś jednak tego turnieju się nie rozgrywa. Zamiast tego jest Raw Air, który w odróżnieniu od poprzedniego turnieju jest bardziej wymagający i obejmuje jedynie teren Norwegii. Samo Holmenkollbakken wchodzi w skład tego turnieju, ale nie może już pochwalić się, że odbywa się tutaj jego finał.
Historia[]
Ludzie w tym miejscu skakali na nartach od czasów prehistorycznych. Tylko co jakiś czas skocznię rozbudowywano.
Holmenkollbakken jako taka powstała dopiero w 1892 roku. Tak, dobrze widzisz - tam jest "tysiąc osiemset", a nie "tysiąc dziewięćset". Oczywiście najpierw to było jakieś małe coś, ale z biegiem lat to po trochu powiększano. Na starej skoczni pięć razy wygrywał Małysz, za co król go pochwalił.
W 2005 roku władze Oslo doszły do wniosku, że przydałaby się większa skocznia. Głównym argumentem przemawiającym za rozbudową skoczni był fakt, że większą skocznię będzie lepiej widać we mgle.
Nowa Holmenkollbakken została oddana do użytku w 2010. Pierwszy skok oddał Bjørn Einar Romøren. Jednak Europejczycy z Norwegii uznali, że musi być równouprawnienie, w związku z czym wpisano, że pierwszy skok oddała Anette Sagen.
Mistrzostwa świata 2011[]
Na mistrzostwach świata dość dużą szansę na medal miał Kamil Stoch. Po pierwszej serii był szósty, a tuż przed nim byli jacyś przypadkowi Norwegowie, którym akurat podwiało. W drugiej serii Kamil odwalił jednak kaszanę (przeciętny skok, w dodatku z upadkiem) i na medal musiał poczekać dwa lata. Jakaś tam szansa na medal była też w drużynie. Tutaj jednak o brak niespodzianki zadbało jury, które odwołało drugą serię. To też odbiliśmy sobie w Val di Fiemme.
Zobacz też[]
Przypisy
- ↑ Takie rzeczy w ojczyźnie skoków... Wstyd!